Twilight właśnie wykurwiła z domu Fluttershy – prawdopodobnie donieść na mnie do kucykowego SS. Nie zdziwię się, jeśli jutro obudzę się przywiązany do stołu operacyjnego a pielęgniarka o imieniu Andrzej zapierdoli mi igłę w dupę… chyba za dużo myślę jak na anona. Tak czy inaczej kątem oka zauważyłem, że Rarity przygląda mi się moim nietuzinkowym szmatom, chyba wiem, gdzie to zmierza. „Mój drogi.” Zaczyna się. „Nie obraź się ale to co masz na sobie nie wygląda na zbyt modne.” Nie gówno szerloku, nazywam się Anon a nie Łukasz.   „Erm…”  Przypominam, że /id/ oznacza ‘inteligentne dyskusje’.  „Tak..bo widzisz, niezbyt często wychodzę z domu.” Każdy by się tego domyślił, Seba. „Tak więc dość rzadko martwię się o jakość swoich ciuchów.” O kurwa stary, w ten sposób to ty nie zdobędziesz ich przychylności.   „Hmph… doprawdy, musisz koniecznie odwiedzić mój butik. Nie mogę pozwolić, byś obrażał w ten sposób modę.” Ale do ryja to ty se nasraj co? Nikt nie rusza moich cottonworldów. „Oczywiście, zajrzę, gdy tylko znajdę czas.” Załgałem ponownie - miałem już dość tej maskarady. Jeżeli Twilight właśnie inbuje w swoim drzewie starając się dowiedzieć czegokolwiek o moim gatunku zamiast pytając mnie o wszystko, czego mogłaby się dowiedzieć to równie dobrze mogę się jeszcze przespać – na oko jest tu dopiero ranek, co znaczy, że tęczowy opresor znokautował mnie na całą noc. „Ale teraz, powinniście może pomóc swojej przyjaciółce, te wieści chyba ją trochę przytłoczyły. Póki co chyba się stąd nie ruszę, tak więc jeśli będziecie chciały uzyskać dokładne odpowiedzi na swoje pytania – będę tutaj.” Dyplomata motzno, czasem zadziwiam samego siebie. „Rzeczywiście!” Odrzekła Applejack. „Czasami ciężko oderwać ją od tych jej książek, tym razem może zrobić sobie krzywdę, przyjdziemy później, chodźcie dziewczyny.” Cztery pucyki skierowały się do drzwi żegnając się ze mną. Obawy, przed tym, co różowa klacz była skłonna mi zgotować narastały. „Chwileczkę, Rainbow.” Fluterszajka zatrzymała Dash, gdy miała już próg. „Jeśli dobrze pamiętam, to masz coś ważnego do powiedzenia.” Durza Fluterszaj, boje się jej. „O reeety.” Zajęczała Rainbow, czuję się podobnie, nie jesteś sama. „Dobra, słuchaj… przepraszam, że…” Przypomniałaś mi, kim jestem. „… cię zaatakowałam, w porządku?” „Ech, spoko, to nie pierwszy raz, kiedy dostaję w mordę…” Kurwa, naprawdę powiedziałem to na głos? „… ee, po prostu nie gniewam się dobra?” „Super, to co, widzimy się chyba później?” „Bez wątpienia.” O ile macie tu gorzałę.   Znów zostałem sam - z Fluttershy, o kurwa stary. Odsuwając wszystkie śmieszkowe myśli na bok, rozsiadłem się na kanapie – która groziła zawaleniem pod moją wagą (nie jestem erise czo) – by postarać się zrozumieć, co tu się właśnie wydarzyło. Może Cichy też tu się znalazł – nie wyszło mu to na dobre biorąc pod uwagę fakt, iż skończył jako bankomat. Raczej mało to prawdopodobne, gdyby kutzyki poznały już wcześniej anona to dla Twilight nie zacząłby dziś parować mózg.   Po chwili poczułę, że Fluttershy usiadła koło mnie, widok spierdoliny najprawdopodobniej nią poruszył. „W-Wszystko w porządku?” Co ten kucyk to ja nawet nie, przed minutą była bardziej asertywna od najbardziej prawilnego ziomeczka a teraz znów próbuje pół godziny złożyć jedno zdanie. „Ta… po prostu dużo się dziś wydarzyło.” „Um… t-tak, to p-prawda.” „Tak…”   Super konwersacja kurwo. Właśnie wyczerpaliśmy wszelkie tematy, które moglibyśmy poruszyć, ciągnie swój do swego. Przez kolejne 5 minut siedzieliśmy w zupełnej ciszy, nadmiernie obciążonej kanapie wciąż nie odpowiadała moja obecność. „Tak więc naprawdę jesteś z zupełnie innego świata?” Może jednak się myliłem. „Wierz mi lub nie, ale to prawda. Nie wiem jak to możliwe, że się w ogóle tu znalazłem i co gorsza nie wiem jak wrócić tam, skąd przybyłem.” Tak, ‘co gorsza’. Nie przeszkadzałoby mi, gdybym został tu dłużej, może przestanę tak bardzo przegrywać. Tak czy siak, zawsze twierdziłę, że Fluttershy to najlepszy kucyk, ale to co wydarzyło się chwilę później przekroczyło wszelkie me oczekiwania. Flutterszajka bez chwili zastanowienia odwróciła się w moją stronę i przytuliła mnie hardo… O kurwa stary! Mój mózg zaczął właśnie rapować dialektem plemion znad dorzecza amazonki. Tyle wygrać, anony. TYLE. KURWA. WYGRAĆ!   „Och, biedactwo… musisz być przerażony.” Bynajmniej. Teraz staram się pokonać niekontrolowaną erekcję. „Erm…” Kościeju, przestań, przynajmniej na razie.  „To n-nie takie straszne…” Kłamać to ja jednak nie potrafię. Fluttershy też to chyba zauważyła, bo jej spojrzenie wyraźnie mówiło 2 słowa: ‘bambo’ oraz ‘prośba’, „No dobra. Może trochę…” Dobra, wygląda na to, że chyba zauważyła co odpierdala i odsunęła na swoje miejsce. To samo mogę powiedzieć o mojej krwi, która powoli zaczęła wracać do mózgu. „T-tak więc, mógłbyś powiedzieć coś o s-sobie? J-jeśli nie sprawia ci to problemu…” Ostatnie zdanie praktycznie wyszeptała, bezgłośnie. Tak czy inaczej tego się spodziewałem, że zaczną dokładniej pytać o mnie. I co im powiem?  Że przejebałem życie dla elektronicznej maszynki, która wyświetla śmieszne obrazki? Że mój plan dnia polega na obudzeniu się o losowej porze, wpierdolenia paszy, lurkowaniu do nocy, szybkim fapie i pierdolnięciu się z powrotem na tapczan? „Tak, oczywiście,  ale nie będzie zbyt ciekawe, nie chciałbym cię zanudzać.”   „Skądże.” Odrzekła Fluttershy. „Wszyscy jesteśmy tym zainteresowani.” Założę się. No i chuj, teraz muszę dobrać odpowiednie słowa, żeby nie uszkodzić jej umysłu na długie lata. Prędzej czy później i tak musiałbym wszystko wyśpiewać. Ja jebe mamo,  moja biografia skończyła się po 5 minutach wyjątkowo nudnego monologu. Przecież obiecałem Fluterszajce że to będzie bardziej usypiające niż jej własna kołysanka. Ponadto postanowiłem usadowić się na podłodze jako że tapczan mego gospodarza był już trzy ćwierci od śmierci. „O rety… Twoja rodzina musi strasznie się martwić.” Rzekła Fluttershy. Miała nieco racji – moi dalsi krewni mają na mnie wyjebane, ale moja mame musi teraz rwać włosy z głowy na bagietach. Nasze kontakty nie były może najlepsze, ale to przecież matka czo. „Na pewno, ale póki co nic nie mogę na to poradzić.” Odparłem po chwili, nieco wyolbrzymiając mój smutek – w końcu pocieszenie od Fluttershy to najlepsze pocieszenie. Mimo to czułem się z lekka chujowo . W porządku – jesteś w krainie kolorowych kucyków, które mimo twego spierdolenia chcą być twoimi przyjaciółmi – idealne miejsce dla anona. Tak czy inaczej, czuję się odrobinę nieswojo. Tak nagła zmiana otoczenia nie jest moim forte.   „Nie bój się, Twilight skontaktuje się z księżniczką. Ona na pewno będzie w stanie wysłać cię z powrotem do domu.”  Fluttershy zalała mnie swoim słodkim głosem niczym sagą. Kurwancka, znowu usiadła blisko mnie, łagodnie się przy tym uśmiechając. [spoiler]Kościej zupełnie nieaktywny -[/spoiler] czuje dobrze człowiek. Znów siedzieliśmy w ciszy przerywanej co chwilę odgłosami różnych zwierząt, którymi zajmował się żółty kucyk. Muszę przyznać, że pieniężnie urządziła swoją piwnicę. Gdyby kucyki miały Internety Fluttershy lurkowałaby ponychan motzno. Mimo oczywistego otoczenia nie jebało tu psiarnią, bunkier idealny a w połączeniu z chłodnym, świeżym powietrzem czułem jeszcze lepiej niż wcześniej. Gdyby ziemia zawierała tyle pieniądza wygrywałbym hardo. Wprawdzie wciąż nie mogę pojąć, jak to możliwe, że animowane kucyki, które mój świat zna jakieś 2 lata istnieje naprawdę. Może Lauren Faust też wrzucała DXM w wolnych chwilach. A może to prawda, że nie-clopiący idą do Equestrii. Wiem tylko, że świry z [spoiler]sekty[/spoiler]/x/ dałyby mi dużo atencji za tą chłodną historię, gdyby wcześniej nie kazali mi wypierdalać za trollowanie.  Dobra, czas przećwiczyć social skilla. „Może teraz mogłabyś powiedzieć coś o sobie, jeśli oczywiście nie sprawi ci to kłopotu…” Nie wyszedłem przed nią na chama? „O-O rety… nie wiem…” Zająkała się Fluttershy. Jak tak dalej pójdzie to moje serce tego nie wytrzyma. „… nie wiem, czy cię to zainteresuje.” „Z chęcią posłucham.” „Och… no dobrze… może się czegoś napijesz?” „Może być herbata.” Byle nie niebieska. „Potrzebujesz pomocy?” „Nie, dziękuję. Zaczekaj tu momencik.” Odpowiedziała wylatując do kuchni. Przynajmniej mam teraz trochę czasu na rozprostowanie nóg. Na szczęście sufit w chatce cichego kucyka był dość wysoko, dzięki czemu nie rozbiłem sobie łba po raz drugi. Cały zwierzyniec najwyraźniej przestraszył się mojej twarzy, gdyż nie wdepnąłem w żadnego kota albo żabę. Z okna położonego zaraz obok drzwi mogłem zobaczyć sporą część Ponyville, oraz miejsce w którym niebieski himen zajebał mi technicznie. Nie mogę się doczekać momentu, w którym reszta mieszkańców miasta pozna łysą, zgarbioną małpę.   To będzie długi dzień…